ALKOHOL PO MAJOWSKU
C2H5OH PO MAJOWSKU
Wchodząc na orbitę po Majowsku* |
Od dawna przemyśliwałem pysznie, że w odniesieniu do praktyk regulowania sobie nastroju dobrym trunkiem, przytaczana za Terencjuszem dewiza humanistów „Homo sum; humani nihil a me alienum puto”, sprawdziła się u mnie w pełni; w końcu z nadwiślanskiego kraju, sum! Wystarczył wszakże jeden wyjazd do Tulum, Chichen Itza i Ek Balam na Jukatanie, żeby dowiedzieć się w jak głębokim błędzie żyłem przez całe lata. No bo czyż nie jest szokiem dla polskiego patrioty odkrycie, iż nasze kochane sarmackie moczymordy są w technice ulewania się na umór około półtora tysiąca lat za starożytnymi Majami?
Nie do wiary, nieprawdaż? A jednak!
Otóż, genialni Majowie odkryli, że wchłanianie alkoholu (czasami też narkotyku albo obu razem) z kiszki stolcowej jest natychmiastowe, można powiedzieć że wręcz gwałtowne, w przeciwieństwie do absorbcji tychże z górnej części przewodu pokarmowego w wyniku wlewki doustnej. Byłbym zachwycony jeśli upublicznienie tej informacji zaowocowałby szybkim odrobieniem naszego 15-wiekowego opóźnienia, zgodnie z zasadą „Polak potrafi”.
Widzę to następująco:
przybywający do baru klient, wraz z parasolem, kapeluszem, rękawiczkami i paltem, zostawiałby w szatni także gacie. Następnie, zamiast siadać przy stoliku, kładłby się na ginekozydlu, podłączał własnoręcznie do pipety zwisającej na gumowym szlauchu z pokaźnego lejka podwieszonego przy żyrandolu. Spragniony trzymałby w rękach sterowidło w stylu Nintendo, którym wysyłałby zamówienie do umieszczonego na suficie dozownika. Na przykład, „dwa browarki i setka żytniej”, albo „ćwiatrka żubrówki z małym szampanem”. Klienteli z wrodzoną nienawiścią do elektronicznych sterowideł, usługiwałaby kelnerka polegująca na żyrandolu, która własnoręcznie i z gracją dawkowałaby trunki, zgodnie z ustnym zamówieniem potrzebującego.
Oprócz szybkości ulewania się, dodatkowe zalety intoksykacji alkoholowej tą metodą miałyby także wiele innych zalet, a mianowicie:
a) raz na zawsze odpadłby problem z salmonellą bowiem wykluczona byłaby zakącha;
b) klient zaatakowany pijacką niemocą nie mógłby się przewrócić skoro i tak leżałby już aplikatywnie;
c) nikt już nigdy więcej nie powiedziałby o ubzdryngolonym, że zaprał pałę, albo że jest moczymordą;
d) żaden ojciec nie odważyłby się już więcej grozić dziecku, że mu wleje w dupę...
Wiwat Majowie!
_____________________________________
* Ilustracja pochodzi z artykułu Używki tam gdzie słońce nie dochodzi – historia kultury
Wciąż w uszach brzmią słowa: "gdzie się leje - tam się dobrze dzieje!".
OdpowiedzUsuńKrzysztof - jak zwykle swietny tekst i znakomite poczucie humoru - dzięki!
Dziękuję za miłe słowo!
UsuńMnie sie nie spieszy. Moge poczekac. ;)
OdpowiedzUsuńJasne, powolutku do skutku...
Usuń